Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2016

Czy to się dzieje naprawdę??

Obraz
To był mój pierwszy lot, w trakcie którego poczułam turbulencje - 'No jasne, samolot się rozbije, to było do przewidzenia! w końcu TO marzenie nie mogło się spełnić...' - pomyślałam i zaśmiałam się w duchu. A jednak wylądowałam. Z małym stresem szłam na kontrolę paszportową, bo się naczytałam, jak to wszystko wygląda, jak sprawdzają, grzebią, trzepią, itp itd. 'A jak mnie nie wpuszczą i każą wracać skąd przybyłam?'. Na szczęście całkiem szybko i sprawnie poszło. Grzecznie zaznaczyłam na specjalnej karcie wjazdowej, że posiadam leki, że mam rzeczy, które miały styczność z wodą... obyło się bez wyciągania wszystkiego z plecaka :) Wyszłam z budynku i na powitanie buchnęło we mnie gorące powietrze. Prawdziwym żarem z nieba. Australijska ziemia! Wiedziałam do którego autobusu mam wsiąść, żeby nie bankrutując dojechać do miasta  i w jaki się przesiąść, żeby trafić do hostelu. W tym pierwszym kierowca nie miał wydać reszty, więc pozwolił mi jechać za darmo, a jak wysiadałam do

Jak parno tak mokro, czyli one night in Bangkok

Obraz
Jeśli zastanawialiście się kiedyś jak bardzo można zmoknąć w Bangkoku…to można BARDZO, z paszportem, pieniędzmi i bielizną włącznie (i to szybko). Ale przecież miałam dość dzisiejszego upału, więc nie powinnam narzekać. To moje pierwsze zderzenie z Azją. Jeden dzień w Bangkoku to zdecydowanie mało, ale jeśli się zastanawiacie czy w ogóle jest sens zatrzymywać się tu na tak krótko – wg mnie warto! Po kilku godzinach i kilkunastu kilometrach zrobionych w te i w tamte Bangkok zapamiętam jako niekończące się korki (już nigdy nie nazwę tak wrocławskiego ruchu!), mnóstwo policji na skrzyżowaniach, pad thai wyciskający łzy z oczu (sama zgotowałam sobie ten los…), pyszne wyciskane soczki ratujące przed ugotowaniem się od środka, pracownicy pilnujący by odpowiedni śmieć znalazł się w odpowiednim koszu, uśmiechy tubylców, tuk-tuki i taxi zabiegające o klienta, urocze knajpki na czy-aby-na-pewno-świeżym powietrzu, biegający po parku Azjaci, robiące niesamowite wrażenie świątynie, no i oczywiście

Na dobry nowy początek

Stachu postanowił podzielić się ze mną swym blogiem, więc będziecie mogli czasem mnie poczytać. Na powitanie, na miły początek, poznajmy się trochę ;) Mam na imię Sonya. Nie pochodzę z rodziny zapalonych podróżników, nie miałam paszportu w wieku dwóch lat, a do 20stki miałam na koncie wizytę w dokładnie 5 krajach - 3 razy na szkolnej wycieczce, raz na obozie i raz na typowo leniwych wakacjach. I do tej pory nie wiem jak to się stało, że uzależniłam się od podróży. Na pewno jest to suma moich decyzji i wyborów, poznanych ludzi, wysłuchanych historii, przeżytych chwil. Podróżowanie nie było moją pasją od dziecka, a teraz jest tym co sprawia mi ogromną radość i daje energię. Mając 22 lata (dopiero!) odkryłam magię odkrywania świata i odwiedziłam, na dłużej lub krócej, 25 krajów, z czego w dwóch nawet kilka miesięcy mieszkałam. I nie piszę tego, by się chwalić, w końcu nie chodzi o zaliczanie punktów na mapie, ale po to by pokazać, że można, że pasja może nas dopaść w każdej chwili i nigdy