Historia pewnego hipisa. Maroko
Tym razem bez zdjęć, bo boję się wyciągnąć aparat. Ale od początku. Essaouira. Droga powrotna. Przedemną lot Essaouira - Marsylia, a z Marsylii droga autostopem do domu. Ostatnia noc, 240 driham w portfelu. 240 driham (24 euro) i 3 misje do wykonania. 1) Znaleźć miejsce, w którym można wydrukować bilet lotniczy. 2) Zjeść normalny obiad. 3) Przetransferować się na lotnisko - i według pierwotnego planu tam spędzić noc. Lot o 9 rano. Pierwszym, co spotyka mnie po opuszczeniu autobusu, który dowiózł mnie tutaj z Agadiru, są naganiacze oferujący tani nocleg, ewentualnie wszechobecny haszysz. Grzecznie tłumaczę, że ja tylko czekam na samolot. Po drodze łapie mnie taksówkarz. Proponuje cenę 150 driham (15 euro) za transfer na lotnisko. Do lotniska jest około 20 km, ale jak na Maroko, cena ta jest zdecydowanie zbyt wysoka. Kolejność realizacji podpunktów wymaga na mnie pusty żołądek i płacę 50 driham za obiad. Jestem przy tym świadkiem sceny wyjętej żywcem z czasów kolonialnego imper