Spotkanie z australijskim dnem - Sonya nurkuje!

O nurkowaniu marzyłam już od jakiegoś czasu, ale jakoś nigdy nie było albo okazji, albo pieniędzy, albo czasu ;p Odwlekałam to i odwlekałam... Aż w końcu Stachu wziął sprawy w swoje ręce i kiedy byłam już odpowiednio daleko od Polski postawił mnie przed faktem - idziesz na kurs nurkowania w Perth! Za co mu ogromnie dziekuję! <3
Jak tu wygląda taki kurs? Otóż zakłada się konto online, na którym otrzymuje się dostęp do materiałów do nauki. Jest tego naprawdę dużo - 9 tematów po kilkanaście/kilkadziesiąt stron - o sprzęcie, o podwodnym świecie, o technikach nurkowania, bezpieczeństwie, itp. Przy każdym takim temacie trzeba zdać szybki quiz składający się z 10 pytań (min. 80% poprawnych odpowiedzi). Po zdaniu wszystkich dziewięciu quizów podchodzi się do egzaminu, również online - tam pytań jest trochę więcej, ale również trzeba mieć min. 80% dobrych odpowiedzi. Wówczas jesteśmy w teorii przygotowani do nurkowania.

Pora na praktykę! 
Pierwszy dzień kursu odbył się na basenie. Poznałam instruktora i pozostałych kursantów z mojej grupy. Było nas tylko 6 osób. Okazało się, że jestem jedyną nigdy wcześniej nie nurkującą osobą, jedyną dla której angielski nie jest ojczystym językiem iii... jakby tego było mało - jedyną kobietą. Miało to swoje plusy, bo wśród osób bardziej doświadczonych czułam się w wodzie bezpieczniej, a do tego zawsze ktoś pomógł z ciężkim sprzętem;) Poznaliśmy cały ekwipunek i zasady dotyczące zabezpieczania go, przygotowywania do nurkowania, zanurkowaliśmy w basenie na 3m głębokości, ucząc się podstawowych zachowań pod wodą.

Drugiego dnia również zaczęliśmy od basenu, ucząc się ściągania i zakładania pod wodą pasa balastowego i butli z pleców. Zdecydowanie nie jest to łatwe. Do tego nauczyliśmy się radzić sobie pod wodą z kimś, komu brakuje powietrza - bardzo ważna umiejętność, która mam nadzieję, nigdy się nie przyda ;)
Później wyszliśmy zanurkować w otwartej wodzie. Droga z całym tym "bagażem" gazu na plecach i dodatkowymi 18kg dociążenia w pasie to zdecydowanie ciężka droga ;) Zeszliśmy na 10 m głębokości i ćwiczyliśmy podstawowe umiejętności.

Trzeci dzień był zdecydowanie najlepszy!
20161204_085031_hdr

Zdobyliśmy już wszelkie niezbędne umiejętności i mogliśmy wreszcie zacząć odkrywać skarby oceanu. Popłynęliśmy łodzią niedaleko Rottnest Island (na którą wreszcie muszę się wybrać...) i mieliśmy tam dwa nurkowania, pierwsze na 18, a drugie na 14.5 metra. To było niesamowite uczucie, zanurzyć się w głębi oceanu, czuć jak poruszasz się razem z rytmem fal, przyglądać się roślinności porastającej dno, oglądać rozgwiazdy, stawać oko w oko z jakąś rybą... czy Wy wiecie ile życia jest tam głęboko w wodzie?! To jest niesamowite... I uczucie takiej absolutnej lekkości, uczucie unoszenia się, latania, totalnej swobody i wolności... Ach <3 Definitywnie pokochałam nurkowanie. Mimo ciężaru, który trzeba trochę podźwigać na łódkę i z powrotem, mimo tego, że można zamarznąć w tej wodzie po 30 minutach, mimo cholernie trudnej do zakładania i ściągania pianki... mimo wszystko, dla tego uczucia warto, naprawdę! :)  (Teraz trzeba zobaczyć Wielką Rafę, co nie? :P)
A pomiędzy nurkowaniami pyszny lunch i chillout na słońcu...albo w cieniu, jak w przypadku ludzi takich jak ja, nie przystosowanych do przyjaźni z tak mocnym słońcem :D
20161204_121122_hdr

Na zakończenie, po dopłynięciu do brzegu, razem z instruktorem i moją grupą siedliśmy jeszcze wypić wspólnie piwo na pożegnanie.
To był cudowny weekend! Odkrywanie nowych rzeczy jest super!

Jakby ktoś był w Perth i chciał zrobić taki kurs - mogę polecić instruktora, naprawdę czuję się dobrze przygotowana, a do tego spędziłam weekend w miłej, wesołej atmosferze :)

Komentarze