Hamam Les Bains de Marrakech

image

Hamam Les Bains de Marrakech kusi nie tylko urokiem elegancko wykończonego wejścia, ale również chłodem i wilgocią bijącymi z alejki dla której naturalnym dachem jest porastający pergolę bluszcz.

Ale stop - czym jest hamam, taki prawdziwy.
Prawdziwe, publiczne hamamy, tanie - dla miejscowych, porozrzucane są po całej medinie. Rozdzielone są według płci, na część dla kobiet i osobną część dla mężczyzn. W środku jest parno, surowo, są przebieralnie, baseniki z wodą, którą można się polać oraz prysznice. Taka trochę inna sauna.

W Les Bains de Marrakech jest bardzo ekskluzywnie i niesamowicie relaksacyjnie. Na początku obsługa każe nam rozsiąść się wygodnie na kanapie i poczekać aż się nami zajmą. Dalej, prowadzą nas do przebieralni, dostajemy klapki i szlafroki.

Całość wykończona jest cudownie, niesamowicie stonowanie. Światło bijące przez ażurowe klosze słabych lamp rozbiega się po brązowych ścianach. Wszystko w brązie i beżu, w różnych odcieniach. Relaksacyjna, cicha muzyka miesza się z wolno kapiącą gdzieś w oddali wodą.

Obsługa prowadzi nas nad basenik w ukrytym za wysokimi ścianami ogródku i każe czekać. To ostatnie miejsce, gdzie widzimy innych gości, dalej jest niesamowicie prywatnie.

Znad baseniku prowadzą nas do zamkniętego pomieszczenia, oblewają wodą z małego baseniku i proszą, aby położyć się na materacach. Jesteśmy sami. Kamienne ściany i podłoga grzeją wilgotne powietrze, a po chwili puszczają parę i robią saunę. Cudowne.
Po jakimś czasie obsługa wraca i namydla nas czarnym mydłem o zapachu eukaliptusa. Znów zostajemy sami, relaksując się w ciepłej parze.

Kolejną przyjemnością okazuje się być piling przeprowadzony specjalną, chropowatą rękawiczką, którą później dostajemy na własność, do korzystania w domu.

Już jesteśmy jak nowo narodzeni, a czeka nas jeszcze prysznic (z ogromną przyjemnością puściłem na siebie zimną wodę, choć temperatura była do ustawienia) oraz relaks W odizolowanym ciemną zasłoną innym, ostatnim na naszej drodze pomieszczeniu. Tu dostajemy wodę do picia oraz ciasteczka, którymi delektujemy się leżąc na wygodnych leżakach.

W końcu niestety trzeba opuścić ten mały raj, ale głowę bym dał, że zanim tam weszliśmy, cały świat był bardziej zły i szary :)

S.

Komentarze

  1. nigdy nie byłam w takim miejscu, a z Twojego opisu wynika, że dużo straciłam :)

    Pozdrawiam
    http://olazplecakiem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem już w Maroku, ale niestety nikt mnie nie uświadomił, że istnieje coś takiego jak hamam, do którego mógłbym pójść się odprężyć!

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam już nie wiem, dlaczego mogłem opuścić to miejsce będąc tak blisko... Dobrze chociaż, że mogłem to zobaczyć u Ciebie :) Taki relaks też jest przyjemny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O proszę... zaskoczenie, bo możę jakbym poszedł w to miejsce, to moje wspomnienia z Maroka byłyby przynajmniej troszkę bardziej pozytywne? :) Taki promyczek w mroku beznadziei :/
    Ale kto wie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się ponownie wróci w jakieś miejsce, może kolejnym razem skorzystam i spojrzę inaczej nawet na tych, co w tak ordynarny sposób próbują łupić turystów na usługach typu przewodnictwo i oprowadzanie? Może, miejmy nadzieję : ) Bo ona umiera ostatnia :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ale relaks! przydałoby mi się to...ale chyba nie w saunie, jestem osobą,której jest zawsze ciepło, wręcz gorąco ;-) co nie zmienia faktu,że doskonale reklamujesz to miejsce

    OdpowiedzUsuń
  6. Hamam..mmm :) Brzmi bardzo relaksująco, przydałoby mi sie teraz takie miejsce na chorobę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz