Abchazja - granica która nie istnieje.

Zdjęcie na przejściu granicznym, którego nie ma na politycznej mapie świata wykonuję komórką, z wysokości pasa. Aparatów bardzo tu nie lubią. Ale zacznijmy od początku. 
Obrazek

"- Widziałeś w Abchazji jakiś Polaków po wojnie? Nie? To chodź, mam tu dwóch!" - kierownik kempingu chwali się znajomemu, czyniąc nas atrakcję niczym nowy gatunek małpy w zoo. 

PRZEJŚCIE GRANICZNE

Gruzini uważają Abchazję za swoje terytorium, podobnie myśli prawie cały świat. Po gruzińskiej stronie mostu znajduje się jedynie mały posterunek policyjny, na którym spisują każdego, kto przeprawia się na drugą stronę. Żadnej pieczątki, płotów, kontroli, słowem nic. W oczy razi tylko wojskowa barykada przeciwczołgowa z betonowych bloków tuż przed wjazdem na most. 

Spotkani podczas przejścia w palącym słońcu przez długi most Gruzini mówią, że Abchazi nas nie puszczą. Nas puszczą - ich nie puszczają. 

Mijamy pomnik rewolweru z zawiązaną na supeł lufą skierowaną w stronę Abchazji i dochodzimy do bramek po stronie kraju, który nie istnieje. Widoczne na zdjęciu szlabany i druty kolczaste są tylko zapowiedzią czekającej parędziesiąt metrów dalej kontroli. Tu każą nam czekać, aż skróci się kolejka. Jednak ktoś tędy przechodzi. 

Jest tu człowiek, nie wiem skąd, który prosi się o guza. Elegancko ubrany, pyta żołnierzy czy w Abchazji można płacić gruzińską walutą (tak niepoprawne pytanie!), wydaje się być mocno zdziwiony kontrolą, jaką napotkał, aż w końcu wyciąga aparat i zaczyna robić zdjęcia. Natychmiast żołnierz odbiera mu urządzenie, przegląda zawartość karty i kasuje co uważa za niesłuszne. Człowieka tego później sprawdzano na każdym kroku, zaczynając od przyczepienia się do zezwolenia na wjazd na terytorium Abchazji, aż po rewizję bagażu. 

Żołnierz podchodzi do mnie. Sprawdza dokumenty, rozmawia z nami, pyta skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, po co, na ile, itp itd. W końcu zauważa u mnie wojskowe buty i się zaczyna. Czy ty żołnierz? Czy służyłeś? Skąd masz wojskowe buty? Czy jesteś powiązany z armią.... ?

Kawałek dalej o uśmiech na twarzy przysparza nas uroczy obrazek. Wielki, rosyjski żołnierz z poważną miną stoi przed budką z kontrolą paszportową, trzymając na smyczy małego, leniwego spaniela. Spaniel okazuje się być specjalistą od wykrywania narkotyków i zostaje oddelegowany do obwąchania naszego bagażu (biedak... trochę już jesteśmy w trasie...). 

Nas i plecaki skontrolowano jeszcze wykrywaczem metali i w końcu oddajemy paszporty przez mały otworek na dokumenty pod szybą przeźroczystą tylko od wewnątrz. 

I witamy w Abchazji. Czas przestawić się na walutę i język rosyjski. I na kilka rzeczy, o których przekonujemy się później. 

SUCHUMI. 

A właściwie to Suchum. Miejscowi usuwają z nazw miejscowości ostatnie "i", które są tak charakterystyczne w Gruzji. Wszystko, co się z Gruzją kojarzy to złe, a Gruzini są winni absolutnie wszystkiemu. Wogóle lepiej nie wymieniać nazwy tego kraju. 

Suchum, jak cała Abchazja, stoi na powojennych ruinach. Opuszczony, spalony gmach parlamentu służy nie tylko za publiczny wychodek, ale również za schronienie dla ćpunów i par szukających ustronnego miejsca. Na wielu ulicach leży gruz, domy zamieszkałe, nowe, stoją w sąsiedztwie opuszczonych i ostrzelanych z karabinów. Usłany kafejkami główny deptak ciągnący się wzdłuż plaży przypomina o historii tego miejsca rażąc wystającymi prętami zbrojenia ze zniszczonych ścianek i ogrodzeń. To wszystko nie przeszkadza jednak tysiącom rosyjskich turystów, którzy przyjeżdżają do dawnych kurortów ZSRR. Wystrojone Rosjanki starają się nie połamać obcasów na nierównym chodniku, a rewia mody bikini odciąga wzrok od dziurawego pomostu. 

Ceny w zaskakujący sposób nie korespondują z jakością. Jeżeli knajpa wygląda biednie, wcale nie znaczy że jest tania. Jeżeli jest czyta i w luksusie, potrafi być tańsza od wspomnianej poprzedniej. 

Każdy Abchaz powie Ci, że u nich jest najlepiej, najpiękniej, najcudowniej i wogóle naj. W biurze sprzedający bilety kolejowe na jedyny pociąg jaki kursuje, czyli relacji Suchumi - Moskwa, wisi piękna mapa polityczna świata, z długopisem zaznaczonym terytorium Abchazji oraz stolicą Suchumi. Najwyraźniej ktoś wydrukował "niewłaściwą mapę", na której takiego kraju nie było. Jestem ciekaw, jak wyglądają mapy polityczne świata dostępne w sprzedaży w Rosji?

GEGRA

W Gegrze nie ma nic, poza plażą, kurortem, widokiem na Kaukaz i problemami. Krajobraz jest równie zniszczony jak w stolicy tego 200-tysięcznego niby-państewka. 

Przygoda numer 1 - zdobycie rubli! 

Jak się okazuje, w całej Abchazji instytucja bankomatu występuje jedynie w Suchumi i w Gegrze właśnie, z tym że w Gegrze jest tylko w banku, który to w weekendy nie pracuje. Cóż więc zrobić, jak docieramy tam w piątek po godzinie 20 i mamy 2 ruble w kieszeni? 

Wymiana waluty - jest możliwa, bardzo dużo prywatnych osób skupuje dolary, wystarczy popytać sklepikarzy, taksówkarzy, sprzedawców na bazarze... jest tylko problem taki, że kurs oferują o wiele niższy niż banki. Jeżeli człowiek jest wystarczająco zdesperowany, nie ma problemu. 

Nam jednak udaje się dogadać z ochroniarzem w banku, aby wpuścił nas na dosłownie minutkę do środka i pozwolił wypłacić pieniądze z karty. I tu również zaczynają się schody. Łukasz wypłaca (i tyle szczęścia), moja karta nie działa. Później w Suchumi próbuję w wielu bankomatach i w żadnym nie idzie. Dopiero w Gruzji udaje mi się dostać gotówkę. 

Przygoda numer 2

Podczas rozmowy z pewną babcią prowadzącą biuro z wycieczkami pada, że jesteśmy Polakami, że śpimy w namiocie, że przyjechaliśmy przez Ingur (przejście z Gruzją) i parę innych informacji, które paść nie powinny. Pani pyta podejrzliwie, czy dokumenty mamy w porządku. Oczywiście, mamy!

Dziwnym zbiegiem okoliczności kilkanaście minut później zatrzymuje nas na ulicy pewien ubrany po cywilu pan, przedstawiając się jako pracownik Służby Bezpieczeństwa Abchazji i prosi o okazanie paszportów i wiz. Kontrola jak kontrola, przesunęliśmy się do cienia i wydobywamy z naszych bezpiecznych saszetek dokumenty. I znowu tradycyjne pytania, skąd przyjechaliście, dokąd jedziecie, na ile czasu, po co, znacie kogoś, jakim przejściem przejechaliście... i wiele innych. Po chwili przesłuchania zjawia się stare, rozklekotane auto marki Łada, wysiada z niego trzech innych smutnych panów. Ten pierwszy w paru słowach streszcza to, co od nas wyciągnął i śmiertelnie poważnym, podniesionym tonem oznajmia kolegom, że "byliśmy w Gruzji". Najstarszy, siwy już, pracownik SB zwraca się na to w naszą stronę: "W Gruzji? Wy szpiedzy?". 

W końcu jednak udaje nam się wytłumaczyć, że szpiegami nie jesteśmy i przyjechaliśmy turystycznie. :)

RICA

Atrakcyjnie i malowniczo wyglądają wioski, które mija się po drodze do Ricy. Tutaj wojna nie przeszła, a jeśli nawet, to bez strzałów. To tylko wioski i w nich widać resztki niezniszczonej, prawdziwej Abchazji. Na straganach przy ulicach wieśniacy sprzedają domowej roboty wina i skóry upolowanych zwierząt. Myślistwo jest tu bardzo popularne. Są też atrakcje turystyczne, takie jak rafting. 

Zatrzymujemy się na kempingu i stajemy się kompanami do dyskusji na temat polityki. Nasz rozmówca trzyma emocje na wodzy, na szczęście. Opowiada w miarę rzeczowo, z tym że jak wszyscy Abchazi, zna swoją wersję historii. Jego prawdy historyczne mówią m.i. o tym, że "Gruzini i Ormianie zostali przesiedleni na ziemie Abchazji za czasów cesarstwa Rosyjskiego", "Podczas wojny z Gruzją pomagali im 'dobrzy ludzie' z Kaukazu (i zaraz po tym) - Czeczeńców i Dagów nie lubimy, nie wpuszczamy Muzułmanów do naszego kraju". Ciekawe kim niby byli ci dobrzy ludzie. 

Ciekawostką jest to, że Gruzini są narodem niewdzięcznym, który odpłaca się Rosji niewiernością i zdradą za to, że przez długie lata im pomagała, za czasów cesarstwa kształciła gruzińskie elity, nadała Gruzji prawa guberni i ją rozwinęła. Powinno Gruzinom "być wstyd" za to, że teraz trzymają się Amerykanów i walczą z Rosją. 
Abchazowie to co innego. W końcu "walczyli przez 130 lat z Rosją" a teraz są najlepszymi przyjaciółmi, a Rosja to partner strategiczny, ale niczego im wstyd być nie musi. 

Mówił coś jeszcze o tym, że Łukaszenko jest dobrym prezydentem, bo lawiruje między Rosją a Europą i rozwija kraj. Jak to ma się do jego zdania o Gruzji?

Samo jezioro Rica nie robi takiego wrażenia, jak chociażby nasze Morskie Oko. Z tą różnicą, że na wjazd na Ricę należy zapłacić 300 rubli. Mocno turystyczne, wbite między góry. Cóż więcej pisać? 

Ostatnie słówko - zabawnym mi się wydało to, że pogranicznicy Abchascy podczas wyjazdu byli mili, sympatyczni, zabawni i żartowali sobie z nami. Skąd ta nagła zmiana nastroju? No, tylko że obowiązkowo trzeba każdemu opowiadać, jaka to Abchazja jest ładna i piękna. 

S. 

Komentarze

  1. miło się czyta i wspomina, jak patrzy się na zdjęcie budki przy przejściu. Mnie nie wpuścili mandzjuki!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz