"Cheap House Is Not Avaiable"

W skrócie -> CHINA.

Ze skrótem zapoznaje mnie Bobo, student, chyba w moim wieku.

Nie dość, że kupno mieszkania kosztuje majątek, bo od 20 do 100 tysięcy yuanow za metr kwadratowy (10-50tys zł), to prawo własnościowe obowiązuje 70 lat, potem mieszkanie wraca na własność państwową. To oczywiście dożywocie, ale uniemożliwia dziedziczenie przez rodzinę w nieskończoność. Państwo po odebraniu może nie sprzedać mieszkania ponownie, jeżeli w między czasie wymyśli autostradę lub fabrykę na tej ziemi.

Jak to ma się do zarobków?
- Absolwent, zaraz po skończeniu uczelni, podejmując pracę w mieście - mówi Bobo - dostaje na rękę od 3000 do 4000 yuanow, na dzień dobry.

Skąś znamy te sumy po przeliczeniu, prawda? Po paru latach, awansujac, zarabia 6000-8000 yuanow. Specjaliści, wybitni etc dochodzą do wyższych stawek, 15-20tys.

Z tym że życie jest tańsze (no, tylko mieszkanie trzeba wynajmować, bo z kupnem gorzej..), żywność tańsza, ubrania, elektronika... I podatki mniejsze. A - i opieki społecznej nie ma, więc Państwo nie odprowadza z pensji nic na ZUS, a to spore obciążenie. Tylko... Nie ma też emerytur, więc dzieci utrzymują rodziców.

- Jak z polityką jednego dziecka? - pytam.
- W dalszym ciągu obowiązuje. Dwójkę dzieci może mieć rodzina, której i matka i ojciec są jedynakami lub na wsi, jeżeli pierwsza urodziła się dziewczynka.

Jak można wywnioskować, z pensji matki i ojca - jedynaków, z dwóch pensji może żyć 6 osób i 2 dzieci. W skrajnym przypadku oczywiście.

Mówi się, że Chińczyk zarabia 800$ a wydajde 400. Tak, resztę musi przekazać innym członkom rodziny.

Co się staje z bezdzietnymi? Idą do przyjaciół lub na ulicę.

- Młodzi Chińczycy nie mają marzeń - mówi Bobo - tylko skończyć studia i dostać pracę. To jest największy problem społeczeństwa.
- Jakie jest Twoje marzenie?
- Zwiedzić cały świat! Tak jak Ty to robisz!

Dlaczego Chińczycy nie mają marzeń? Ciężko powiedzieć. Być może taka charkterystyka społeczeństwa.

Schodzi na podróże i Tybet.

Bobo był w Tybecie dwokrotnie. Mówi, że Lhasa jest przepiękna. Pokazuje mi zdjęcia i opowiada. Pytam, jak nastroje, jak się lubią z Tybetanczykami?
Ku mojemy zaskoczeniu nawet do głowy mu nie przyszło, że pytam o powstania, nie pomyślał nawet o tym.
- To bardzo sympatyczni ludzie, życzliwi i pełni ujsmiechu, świetnie mi się z nimi dogaduje, bardzo ich lubię.
- A jak po rewolucji?
- Hmm.. Tej w 2008 czy 2009? (Bobo zna historię bardzo dobrze, nawet słyszał o Polsce '89, a tutaj nie był pewien!). Wielu Tybetańczyków popiera Chiny, mają w domach portrety Mao, zgadzają się z KPCh, że wszystkiemu winny jest Dalajlama, przez jego politykę ta krew. Wielu Tybetańczyków też tak uważa. Nie rozumiem rewolucjonistów. Przed rządami Chin Tybet był strasznie biedny i nedznie się tam żyło (cytuję, tłumacząc z ang). Sporą rolę w powstaniu odegrali ci Tybetanczycy, którzy nie mieszkają w Tybecie, przyjechali w Nepalu i Indii. Oni podrzegali do buntu. A Tybetanczycy przecież nie mają najgorzej, przy granicy z Kazahstanem jest prowincja (nazwa mi umknela, muszę sprawdzić - S.), która się non stop buntuje, nie znoszą się z władza KPCh. Ale to głównie muzlumanie, więc dochodzą znaczne różnice kulturowe. Z nimi jest o wiele bardziej skomplikowana sytuacja.
- Ale o nich nikt nie słyszał. Dlaczego?
- Dalajlama pojechał do Europy i zadbał o rozgłos Tybetu. Tybet przyćmił wszystko inne.

Piwo się kończy, dziękuję za rozmowę i idę spać.

Komentarze